Rozległe kamieniste plaże, mały placyk wysadzany palmami, a tuż przy nim uroczy stary kościółek, obok lodziarnie, restauracje serwujące znakomite rybne dania. Dalej ciągnie się promenada wysadzana straganami pełnymi mniej lub bardziej urodziwych pamiątek. Wystarczy jednak oddalić się trochę od turystycznego zgiełku Letojanni, zboczyć odrobinę z turystycznej trasy, by podążając brukowaną uliczką, dotrzeć do miejsca o ciekawej historii…


Villa Garbo, bo o niej tu mowa, to miejsce, w którym aktualnie znajduje się restauracja i jest popularnym miejscem spotkań, w którym z powodzeniem wyprawiane są huczne urodziny czy wesela. Nic dziwnego – posiadłość czaruje, a taras z widokiem na morze dopełnia całości.

Smaczku dodaje natomiast historia, zgodnie z którą jeszcze nie tak dawno, bo do końca lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, do Taorminy i Letojanni przyjeżdżała w odwiedziny do swego bliskiego przyjaciela sama diwa amerykańskiego kina. Słynna aktorka urzeczona śródziemnomorskim rajem – jak ówcześnie mawiano o Sycylii – pojawiała się regularnie na wyspie pod pseudonimem Harriet Brown, unikając rozgłosu i dziennikarzy jak ognia. Historia głosi, że Greta Garbo uwielbiała spacerować po uliczkach Taorminy oraz wspinać po wzgórzach prowadzących do maleńkiego miasteczka Castelmola. Podczas jej pieszych wycieczek, urzekał ją fakt, że na Sycylii była anonimowa. Rozmowy z ludźmi, którzy nie wiedzieli kim była, sprawiały jej wiele przyjemności. A czy rzeczywiście nie wiedzieli, kim była zagraniczna dama o alabastrowej cerze czy dobrze udawali, by uszanować jej prawo do prywatności, pozostanie na zawsze tajemnicą.
Tymczasem nadmorskie Letojanni i położona na wzgórzach Taormina urzekają po dziś dzień, a podczas corocznego festiwalu filmowego – regularnie (i z rozgłosem) goszczą gwiazdy Hollywood.
